Znaki Czasu Znaki Czasu
103
BLOG

Zima nie taka zła

Znaki Czasu Znaki Czasu Kultura Obserwuj notkę 9

W zasadzie to mógłbym zacząć od narzekania na tegoroczną zimę. Obfite opady śniegu i mróz sparaliżowały ruch drogowy i kolejowy. Zasypane samochody, zamarznięte torowiska, trakcje i zwrotnice. Pod naporem śniegu zawaleniem grożą olbrzymie dachy supermarketów. Jednak nie chcę narzekać. Wolę powspominać.

Przypomina mi się zima stulecia z 1979 roku. Ta obecna jeszcze nie może się z nią równać. Było zimniej i śniegu było wiecej. Ale tak czy siak, ilekroć pojawiają się duże opady śniegu moje myśli wracają z sentymentem do tamtego roku.

Miałem wtedy 16 lat. Nasz blok i całą okolicę przysypała gruba warstwa śniegu. Nie było widać chodników, a nawet ławek przed klatkami schodowymi. Przez śnieg trzeba było brodzić niemal po pas. W tych wspomnieniach pojawiła się też moja mama, wtedy czterdziestoletnia kobieta. Oglądaliśmy telewizję i alarmujące relacje z zasypanego śniegiem kraju i byliśmy szczęśliwi, że nie musimy nigdzie wychodzić w taki mróz. I wtedy ze szklanego okienka towarzysz Gierek (ówczesny I sekretarz partii komunistycznej w Polsce) zaapelował, by pomóc. Nawet nie jemu — jak już raz prosił w 1970 roku — ale sobie nawzajem, sąsiad sąsiadowi, wszędzie tam, gdzie mieszkają ludzie przysypani śniegiem, gdzie dozorcy nie nadążają z odśnieżaniem.

Wtedy też pojawił się impuls. Nie zastanawiając się, natychmiast wstaliśmy i wyszliśmy odśnieżać chodnik. Ten impuls był o tyle dziwny, że mama tej władzy, której reprezentantem był towarzysz Gierek, wcale nie kochała. W młodości straciła przez nią ojca, matkę na dwa lata zamknięto w więzieniu, zabrano dom. A jednak — w odpowiedzi na taki apel, w takiej sytuacji, zdecydowała się działać.

Byliśmy przekonani, że za naszym przykładem (albo nawet niezależnie od nas) wyjdą inni sąsiedzi z bloku liczącego sześćdziesiąt mieszkań, by pomóc. Przecież nie nam i nie Gierkowi, ale sobie. Nie wyszli. W ciągu kilku godzin machania łopatami odśnieżyliśmy z mamą, a raczej odkopaliśmy spod śniegu ze sto metrów chodnika. Można było swobodnie wyjść z klatek schodowych i dojść do ulicy. Dozorca był wniebowzięty. Zmęczeni, ale też rozgrzani jak nigdy tamtej zimy i niesamowicie zadowoleni z siebie wróciliśmy do domu.

Inni też pewnie byli z siebie dumni — że nie dali się władzy zapędzić do darmowej roboty, że nie posłuchali komuchów, bo przecież telewizja (jak wtedy mówiono) kłamie itp.

Wiele się wtedy nauczyłem. Po pierwsze, by robić swoje, to, do czego jestem przekonany, bez względu na to, czy ktoś chce się przyłączyć, czy nie. Po drugie, że dobra inspiracja może przyjść nawet z najmniej spodziewanej strony. A po trzecie — i najważniejsze — że pomagając innym, w gruncie rzeczy pomagamy sobie.

W moim późniejszym dorosłym już życiu niejednokrotnie mogłem obserwować i osobiście doświadczać aktualności wniosków płynących z tamtej lekcji. Widziałem publiczne apele do wzięcia udziału w znakomitych przedsięwzięciach, na które odpowiadały zaledwie jednostki. A mimo to praca została podjęta i wykonana — z korzyścią dla wszystkich, ale z zadowoleniem i radością tylko tych, którzy pracowali. Widziałem ludzi z innych niż mój Kościołów lub nawet niewierzących czyniących wiele wspaniałych rzeczy, których przykład był dla mnie inspirujący. Doświadczyłem też, że najlepszym lekarstwem na przygnębienie i poczucie bezsensu jest pomaganie tym, którzy czują się gorzej ode mnie. Kto wie, może doszłoby do jakiegoś zbiorowego uzdrowienia z wszelkich naszych depresji, gdybyśmy zaczęli zauważać wokół siebie ludzi w potrzebie, oczekujących jakiejkolwiek pomocy, choćby kilku ciepłych słów, dotyku ręki, głowy nachylonej, by wysłuchać skargi na życie?

Niedawno, po kilku latach chodzenia na treningi koszykówki, podarowałem miesięcznik „Znaki Czasu” woźnej, która otwiera nam szatnię i salę gimnastyczną. Do tej pory jakoś nie przychodziło mi do głowy, żeby to zrobić. Rozdawałem „Znaki” niektórym kolegom z drużyny, ale nie tej kobiecie, choć nieraz widziałem ją zatopioną w jakiejś lekturze. W końcu stało się. I wystarczył jeden egzemplarz! Podczas następnego spotkania powiedziała mi, że pewnie je zaprenumeruje, a po kolejnym treningu zatrzymała mnie i poprosiła o rozmowę. W dwadzieścia minut opowiedziała mi trzydzieści lat swojego trudnego życia. A ja tylko stałem i słuchałem. Na końcu podziękowała za czasopismo, mówiąc że przeczytała je trzy razy od deski do deski, a teraz czytają je jej dorosłe dzieci. Wróciłem do domu jak na skrzydłach, ale też trochę zły na siebie, że tak długo nie dostrzegałem tuż obok człowieka najbardziej, jak się okazało, otwartego na kontakt. Ilu takich ludzi jeszcze jest wokół nas, którym możemy pomóc w tak prosty sposób?

Pomagać można w różny sposób. W szpitalach leżą ludzie unieruchomieni i często przerażeni chorobą. Zwykłe wejście na salę z pytaniem, czy można w czymś pomóc, coś przynieść, podać, poprawić poduszkę — może się stać początkiem wspaniałej przyjaźni i źródłem niesamowitego zadowolenia. Ludzie na dworcach, bezdomni w noclegowniach, dzieci w domach dziecka, bezrobotni przed pośredniakami, wielodzietne rodziny, kobiety z dziećmi opuszczone przez mężów, ludzie starzy, samotni — wszyscy oni wołają o jakąkolwiek pomoc lub choćby zainteresowanie ich istnieniem. Jeśli mamy dach nad głową, własne łóżko, rodzinę i zdrowe dzieci, pracę i jeszcze trochę siły, to jesteśmy bogaczami, wezwanymi do dzielenia się sobą, do pomagania innym. Ostra zima to znakomita okazja, żeby zacząć to robić!

Andrzej Siciński

Znaki Czasu
O mnie Znaki Czasu

Blog miesięcznika "Znaki Czasu" pod redakcją Andrzeja Sicińskiego. Strona czasopisma: www.znakiczasu.pl Księgarnia internetowa: www.sklep.znakiczasu.pl "Znaki Czasu" to pismo, które od samego początku swego istnienia, to jest od 1910 roku, nieustannie zwraca uwagę na najbardziej aktualne zagrożenia i problemy tego świata — narastanie przemocy, kryzysy, upadek moralności, rozpad tradycyjnego modelu rodziny, degradację środowiska naturalnego, rozprzestrzenianie się chorób. Co kryje się za tymi zjawiskami? Co zapowiadają? Jak być przygotowanym na to, co za sobą niosą? O tym właśnie piszemy. Swoją wiedzę czerpiemy zarówno od znawców poruszanych zagadnień, jak i z Pisma Świętego — źródła ponadczasowych wartości i mądrości. Czasy, w których przyszło nam żyć, nie są łatwe. Jeśli zależy nam na budowaniu w społeczeństwie relacji opartych na otwartości i tolerancji, zaufaniu i życzliwości — "Znaki Czasu" mogą okazać się pomocne. Pragniemy tylko jednego — duchowej i intelektualnej satysfakcji czytelników. Zapraszamy do lektury. Jesteśmy otwarci na wszelkie opinie. W numerze majowym m.in.: Ziemia — zniszczony dom W ciągu ostatnich 60 lat — zaledwie jednego pokolenia — nasz ziemski dom odmieniliśmy bardziej niż w ciągu kilku tysiącleci. Całość » Exodus z planety Ziemia Dotknęliśmy wszechświata i jego tajemnic, ale to tylko wepchnęło nas w mrok nuklearnego i moralnego zagrożenia. Czy to nie oczywiste, że Jezus miał na myśli nasze czasy, gdy powiedział, że „ludzie omdlewać będą z trwogi w oczekiwaniu tych rzeczy, które przyjdą na świat”? Całość » Dziecięcego świata czar Ulica była szara i obdrapana, a jednak zapamiętałem ją jako barwny ogród dziecięcych zabaw. Całość » W numerze kwietniowym m.in.: Czy jesteśmy bezradni wobec kataklizmów? Kataklizm, jaki dotknął przed kilkoma tygodniami Japonię, zaszokował świat. I nie dlatego, że podobne nie zdarzają się gdzie indziej, ale dlatego, że dokonał tak olbrzymich zniszczeń w kraju, wydawałoby się, najlepiej ze wszystkich na to przygotowanym. Całość » Promieniowanie nad Golgotą Był 21 maja 1946 roku. W Los Alamos młody, odważny naukowiec wykonywał ostatnie przygotowania do próby atomowej w wodach atolu Bikini na Południowym Pacyfiku. Ale coś poszło nie tak. Całość » Prawda o Ojcu Świętym Jeśli ja mogłem poznać Go osobiście, ty też możesz. Całość »

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura